Tytuł jest oczywiście poniekąd clickbaitem, ale… równocześnie chciałbym wskazać na kilka pozytywów coraz wyższych cen energii.
I tak w Wielkiej Brytanii podobno obliczono ostatnio, że wyłączanie Xbox Series X zamiast jego usypiania spowoduje zmniejszenia zużycia energii z 13 watów na 0,5 watt (i miało to dać oszczędności rzędu 310 PLN). Zamyśliłem się… ile razy widziałem na różnych forach komentarze, że tryb standby i jeden watt w tę czy drugą stronę to nic. Od wielu lat jesteśmy zalewani urządzeniami, które zużywają energię wyłącznie w znanym sobie celu. Dzieje się w przypadku komputerów stacjonarnych (gdzie wyłącznik jest zawsze w zasięgu ręki użytkownika), telewizorów (tu w charakterze pstryczka zawsze można wykorzystać młodszego członka rodziny), a nawet laptopów (nawet Apple zdecydowało, że ich laptopy są zbyt energooszczędne, i obecnie wróciło do poziomu znanego z modeli z Intelem). Czy obecne ceny energii spowodują, że w wielu domach pojawią się listwy z wyłącznikiem, i przestaniemy być otoczeni masą czuwających asystentów? Czy wrócimy do normalności, gdzie to człowiek rządzi elektroniką, a nie elektronika człowiekiem? A może też w końcu normalnością staną się matryce o niższym zużyciu energii? Albo podawanie realnych wskaźników TDP?
W innym artykule przeczytałem sobie o narzekaniach, że koszt przejechania jednego kilometra pojazdem elektrycznym staje się wyższy niż w przypadku blachosmrodów. Pojazdy te mają jedną ogromną zaletę, jaką jest przyspieszenie, ale… moim skromnym zdaniem wykazują bardzo negatywny wpływ na środowisko (i nie chciałbym tu mówić o koszcie wyprodukowania baterii, problemach po wypadku czy zapłonie, być może mniejszym zużyciu klocków hamulcowych). Pomińmy jednak to, jak i dywagacje na temat dostępności litu. Na pewno sieci energetyczne nie są przystosowane do ogromnej ilości elektryków. Czy obecny „kryzys” energetyczny spowoduje, że w końcu przestaniemy pchać się w tę ślepą uliczkę? (kryzys pisze w cudzysłowie, bo tak naprawdę problem powstał, bo ktoś ktoś gdzieś w komputerze zmienił jakieś cyferki, a nie dlatego, bo nagle cały kontynent przestał produkować prąd).
Ogólnie mówiąc zawsze jak jest przyczyna, to jest i skutek. Gdy elektryki są wykorzystywane, to każdy chce zarobić na nich i ich użytkownikach. Gdy Intel zatrzymał się w rozwoju, trochę ludzi przesiadło się na M1 lub Ryzeny. Gdy M1 był za dobry, to urządzenia z M2 takie fajne już nie są. Gdy przestaliśmy kupować pamięci SSD, to te zaczynają tanieć (i mają być tanie pod koniec roku). Tak samo z kartami graficznymi… itp. itd. Generalnie ceny prądu wzrosną, zużycie spadnie, w iluś miejscach nagle okaże się, że coś można zrobić inaczej, ceny spadną. I tak to się będzie kręcić.
PS. I właśnie z tego powodu na razie nie warto kupować systemów z DDR5 – należy poczekać, aż ceny spadną do poziomu uzasadniającego zakup (zauważmy też, że nowe Ryzeny mają wyższe TDP, i koniecznie należy sobie przekalkulować, czy wyższa wydajność jest warta zużytej energii).